Moje akacje śniegiem zasypane skrzą się w słońcu jak różdżki baśniowych czarodziejek. Cicho jak makiem zasiał … siarczyście jak w styczniu … Już tylko przez okno patrzę na Tatry i mglisty sen dolin, dodaję dla rozgrzania ducha prądu do herbaty i trochę więcej soli do potraw. I marzy mi się ciepła gawra, w której w półśnie, w bezruchu ciała i umysłu (u mnie pierwsze mrozy powodują poważny przykurcz intelektu) czekam wiosennej odwilży.    

Różne to mrzonki bo słowo się rzekło i na papier trzeba dziś przelać to, co w sercu i w głowie, co dwoma słowami najprościej rzec można: święta sól


Sól w starożytności była symbolem niezniszczalności, gdyż sama nie psuje się i chroni inne ciała od zepsucia. U wielu ludów słowiańskich witanie chlebem i solą, czołobitne witanie, było znakiem przyjaźni i gościnności (dziś, i to rzadko, możemy zetknąć się z tym rytuałem na wiejskim weselu lub dożynkach, pokazuje się go na festiwalach folklorystycznych) dziś jest tylko gestem teatralnym, żywym zwyczajem już nie.

W biblijnym Kazaniu na górze Jezus mówi: „Wy jesteście solą ziemi, jeśli tedy sól zwietrzeje, czymże ją nasolą? Na nic więcej już się nie przyda, tylko aby była precz wyrzucona i przez ludzi podeptana” (Mt. 5.13).

Mieliśmy być solą ziemi – najważniejszym, nieodzownym składnikiem chroniącym przed zepsuciem ale sól w nas zwietrzała i staliśmy się bezużytecznymi odpadami. My, stworzeni na boskie podobieństwo, Panowie wszelkiego Stworzenia, Wielcy Stwórcy Cywilizacji (sic!), sięgający myślą kosmosu i nieba, upajający się swym intelektem, dumni z rozwoju technicznego, eksploratorzy nowych obszarów z orderami postępu, zadufani sobie głupcy nadajemy się tylko na wysypisko śmieci!

W tym chciwym zdobywaniu zwanym Postępem/Rozwojem siejemy wokół siebie spustoszenie. Pisałam o tym poprzednio, wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, prawda? I co z tym robimy? Czy bierzemy za to odpowiedzialność, każdy z nas osobno i razem jako ludzkość, każdego dnia? W każdym działaniu? „W roku 1899 na naszej planiecie żyło 30 milionów gatunków stworzeń. Matka Ziemia potrzebowała miliardówl lat na to, by osiągnąć tak wielką różnorodność form życia, począwszy od jednokomórkowej ameby po tak wspaniałe stworzenia, jak ludzie i delfiny. Trzeba było ludzi i ich niewłaściwego (na skutek działania w nieświadomości) używania energii, żeby zredukować tę liczbę o ponad połowę w ciągu zaledwie stu lat. Doprowadziliśmy do wymarcia ponad 15 milionów gatunków. Jak to możliwe, że nasza świadomość osiągnęła tak wysoki poziom, a jednocześnie upadliśmy tak nisko?” – Drunvalo Melchizedek „Pradawna tajemnica kwiatu życia”

Zabarykadowaliśmy nasze współ-czujące Serce, wyjałowiliśmy sumienie, wymazaliśmy Miłość, oddzieliliśmy się od Całości Życia. Winni są, oczywiście, Inni, gdzieś na antypodach, nie my, nie ty, nie ja … Wszystko wymiera, a gatunek ludzki rozmnaża się i rozmnaża i potrzebuje coraz więcej przestrzeni do życia, megaton żywności, energii cieplnej i … hekaton luksusu. Więc kartujemy, wycinamy, zabijamy to co jeszcze pozostało aby pod wygodnym hasłem postępu, móc w ciepełku konsumować i przytępiać wszelkimi używkami świadomość. Tworzymy nowe, pokrętne idee rozwoju, aby móc się szybciej rozmnażać i więcej jeszcze niszczyć. I tak w nieskończoność. Coraz więcej wytwarzać i kupować, gromadzić aby zaraz wyrzucać i znów kupować, wymieniać na nowe, lepsze rzeczy, do produkcji których trzeba więcej wyciąć, zniszczyć i wytępić kolejnych stworzeń ziemi i zatruć je odpadami tejże produkcji.

Bądźmy świadomi tego, że goniąc za posiadaniem rzeczy materialnych, niszczymy życie; nie mówmy obłudnie, że wspieramy Rozwój. „Zgroza i nie widać końca zgrozy, zbrodnia i nie widać końca zbrodni, wojna i nie widać końca wojny” – oto Dzieło Człowieka, któremu dano Ziemię we włodarzenie, Człowieka, który miał stać się Solą Ziemi …

Oczywiście nie chcemy widzieć naszego zepsucia. Znajdziemy zawsze potworów w Innych i na nich zrzucimy odpowiedzialność za całe zło świata. Wolimy udawać, że tak jak Hitler, Stalin i inni dyktatorzy współcześnie nie należą do ludzkości, a my nic wspólnego z nimi nie mamy: to tylko wybryk natury, monstrum, ja taki nie jestem, ja jestem w porządku, to nie moja wina. To oni są winni! Oni: Żydy, Cygany, Ruscy, Niemcy, Araby-terrorysty, Żółtki, Murzyny, Indianie, homoseksualiści, narkomany, pijaki, świadkowie Jehowy, ateiści, buddyści, mężczyźni, kobiety, biedni, chorzy, grubi, niscy, rudzi, łysi … itd. … (niepotrzebne skreślić).

Poczuj też: „Bosi, nadzy, głodni na ulicach świata – moja wina. Coraz więcej wkoło ludzi, o człowieka coraz trudniej – moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina!”

Odrzucasz to? Zaprzeczasz, oburzasz się … Zobacz to!

Macie wybór. Możecie nadal prowadzić życie normalne z ludzkiej perspektywy, w którym jedynym powodem istnienia jest osiągnięcie zadowolenia dzięki rzeczom materialnym lub kontroli sprawowanej siłą nad innymi ludzkimi istotami. Możecie jednak uświadomić sobie, że świat zewnętrzny nie jest czymś co można posiadać, że jest możliwością do wyrażania miłości i radości (…) Otwórzcie bez lęku serce na to, co nieznane i spójrzcie oczami dziecka w oczy Boga odbijające się w każdej napotkanej osobie. Wszystko to jest tak proste”. (Melchizedek, ibidem).

Czas przedświąteczny sprzyja kupowaniu spokoju sumienia poprzez wspieranie wszelkich akcji charytatywnych; szlachetne paczki, podziel się z ubogim bratem itp., a na co dzień poprzez jałmużnę dawaną potrzebującym lub wspieranie wszelkich fundacji. Dajesz = zyskujesz spokój i samozadowolenie i … nic się nie zmienia. Nie daj więc, wstrzymaj się, spójrz za to w oczy bezdomnemu, może zobaczysz więcej – może poczujesz, że to twoja wina, że to wszystko z przyczyny twego zabarykadowanego serca, że to nasza zbiorowa wina, każdego z nas bez wyjątku. Cokolwiek robisz czy posiadasz, jakiekolwiek masz przekonania lub jakąkolwiek wyznajesz religię, kimkolwiek jesteś, jeśli serce twoje jest martwe – jesteś niczym i nic cię nie uratuje. Choćby nie wiem jakie racje do życia wyprojektował twój intelekt. Apokalipsa spełnia się każdego dnia w twoim sercu i ty ją uprawomocniasz w twej chciwości i zachłanności z wygody lub nieświadomej głupoty. Zobacz co siejesz. Zobacz to …

Wiemy, że czeka nas teraz istotna zmiana, zmiana starego porządku. Ignorujemy i wyśmiewamy wszelkie informacje i przekazy o tak zwanym końcu świata – od najstarszych duchowych przekazów po współczesne dokumenty (filmy, książki naukowe dotyczące zmian na naszej planecie). Przemysł reklamowy tworzy okazje na koniec świata (doskonały chwyt bazujący na lęku – wraz z produktem kupujemy poczucie bezpieczeństwa), przemysł reklamowy kwitnie wykorzystując ten nośny temat. Superowo jest (sic!).

… wciąż gra orkiestra … para za parą idzie … a Titanic tonie ….

Naukowcy biją na alarm i … nikt ich nie traktuje poważnie. Ponieważ oprócz oczywistych zmian klimatycznych kataklizmów, na które pracowaliśmy w ostatnim stuleciu technicyzacji należy spodziewać się także cyklicznych wpływów kosmicznych. To wszystko doprowadzić może do załamania Cywilizacji (awarie prądu, elektroniki i skutki tegoż). I do powrót do średniowiecza. Widzi się w tym tragedię dla ludzkości. Ja odczuwam to jako kosmiczną sprawiedliwość. Nikt nie dał nam prawa niszczenia naszej planety i wszelkiego na nim życia. Uzurpujemy sobie to prawo aby sycić naszą zachłanność. Musi być tego kres. Albo zostaniemy zmieceni z powierzchni Ziemi albo … otworzą się nasze serca i zobaczymy całą zgrozę naszego panowania. Powrót do prostego życia jest naszą szansą, szansą uzdrowienia naszych serc! Ludzkości potrzebny jest wstrząs bo słowa już niczego nie zmieniają, nikogo nie przekonują. My nie chcemy zmiany. Wygodnie nam jest na pozycji grabieżcy i uzurpatora i będziemy trzymać się tego pazurami, a rozumu używać aby to zalegalizować.

„Wciąż może nam się udać, jeśli tylko zdołamy pohamować naszą chciwość i żyć zgodnie z potrzebami serca. Jest dla mnie oczywiste, że Matka Ziemia znalazła sposób, żeby nas ocalić, nas – nieczułych ludzi. Zakładając, że tak jest naprawdę, czy wiecie, gdzie narodziła się nadzieja? Nie w umysłach uczonych, ale w sercach naszych niewinnych dzieci. To one wskazują nam drogę tak jak zapowiedziało to pismo święte” – Melchizedek (ibidem).

„Wy jesteście światłością świata (…) Tak niechaj świeci wasza światłość” – (Mateusza 5, 14-16)

Tak więc dość dyktatu ratio, coraz więcej ludzi dostrzega konieczność roztrzaskania tego bożka. Zmiany paradygmatu domagają się nawet sami uczeni. Widzą, że stoimy w martwym punkcie świadomości. Czas na harmonijne używanie rozumu i serca, świadome używanie naszych myśli. Czas na otwarcie serca – oto nowy paradygmat – Nowa Ziemia. Czas abyśmy, przemienieni kołodzieje stali się znów solą ziemi, Świętą Solą. Abyśmy nieśli pokój i błogosławieństwo sobie nawzajem i wszelkiemu życiu.

„Miejcie w sobie sól, a pokój miejcie między sobą” – Ewangelia Marka (9.49)

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj